Jeden komentarz

  • Marta pisze:

    Lek. med. Mariusz Zaborowski jest nierzadko mocno pijany (czuć od niego alkohol, co dla pacjentki niepijącej i uczulonej na alkohol jest mocno wyczuwalne, a do tego przyjmuje bez skrępowania pacjenta/pacjentkę z otwartym piwem w puszce we własnym ręku, otwierając je jedno za drugim: im dłużej terapia trwa, tym więcej pije).

    Tragedią jest to, że przyjmuje w takim stanie po spożyciu alkoholu pacjentów/pacjentki w regularnych przez siebie wyznaczonych godzinach wizyt we własnym gabinecie lekarskim na Wawelskiej 12 w Rzeszowie. Często umawia się z dnia na dzień z pacjentem/pacjentką na termin wizyty, po czym nie otwiera drzwi, mimo dzwonienia kilka minut dzwonkiem do prywatnej praktyki lekarskiej na ul. Wawelskiej 12 w Rzeszowie w umówionym czasie.

    Nadto ten psychiatra pije piwo za piwem w pracy przyjmując pacjentów/pacjentki. A nierzadko leży w jego gabinecie prywatnym po kilka(naście) otwartych puszek piwa i to w jego własnym gabinecie lekarskim na Wawelskiej 12 w Rzeszowie. Rzekłabym, że walają się one wszędzie, tj. na biurku, w koszu na śmieci, na parapecie, w reklamówkach, pod stołem itp, a co gorsza w jego prywatnym gabinecie psychiatrycznym podczas prowadzonej terapii „psychodynamicznej”, jak Doktor ja ładnie nazywa, którą prowadzi on w tym stanie zalkoholizowany.

    Podobnie jest podczas przyjęcia pacjenta już nie jako terapeuta, lecz jako lekarz psychiatra. Co więcej, w czasie regularnych godzin przyjęć pacjentów (od poniedziałku do piątku po 16:00 nie kryje się z tym w ogóle, że dużo i regularnie pije alkohol w pracy z pacjentami.

    Jeżeli jest w miarę trzeźwy, to można liczyć na to, iż będzie nieco komunikatywny, choć bierny w reakcji i w rozmowie z pacjentem. W przeciwnym razie, zalkoholizowany bełkocze mało zrozumiale dla pacjenta/pacjentki i ma poważne problemy nie tylko ze zwykłym mówieniem zrozumiałym dla mnie jako pacjentki, lecz także z nadzwyczaj podstawowym przekazywaniem informacji podczas terapii i elementarnym komunikowaniem z pacjentem/pacjentką w trakcie prowadzonej terapii, jaka prowadzi często z otwartym piwem puszkowym w ręku. Na jednym się oczywiście nie kończy w trakcie wizyty.

    Warto zauważyć, że stan jego wiedzy medycznej – moim zdaniem – zdecydowanie zatrzymał się gdzieś na początku końca lat 80. XX. w lub na początku lat 90. XX w., wyraża się w tym, jak prowadzi terapię i odzwierciedla się choćby po lekach, jakie przepisuje, tzn. niemal wyłącznie te same i do tego tylko te ze „starej generacji”, jakby w psychiatrii czas stanął w miejscu w ostatnich 20.-30. latach).

    Podsumowując: zależy pacjentowi na bezproblemowym zwolnieniu lekarskim można liczyć na dra Zaborowskiego, o ile będzie fizycznie w stanie otworzyć drzwi i je fizycznie wypisać niemal zawsze za stówkę. Zdecydowanie odradzam profesjonalne leczenie lub terapię u tego lekarza jako pacjent/pacjentka. A terapia/leczenie w jego wykonaniu to po prostu jakaś historia podwodna w stylu „Nautilusa” kapitana Nemo…

    Była Pacjentka dra Mariusza Zaborowskiego


Dodaj komentarz

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.